niedziela, 3 listopada 2013

Dzień dobry Agato 4

     Ciotka musi teraz odespać spacer. 
Basia ma czas dla siebie. Włącza laptopa i szuka utworów Piaska. Klika na folder i otwiera się kilka Mp3. Włącza najnowszą piosenkę, miała jej posłuchać z ciotką. Posłucha w samotności, a potem włączy ją i cioci. W kuchni nastawa obiad. W zamrażalce znalazła niezły zapas swojskiego mięsa. Zrobi smaczny gulasz z szynki. Basia o ciotce nie wie nic, koniecznie chce z nią porozmawiać, spytać o stan zdrowia, o choroby jakie ma, bo pewnie w tym wieku okazem zdrowia nie jest. A może to tylko starość daje się we znaki. Wszystko co tu się dzieje jest dla niej tajemnicze i niedopowiedziane. Nawet to w jaki sposób Agata odnalazła ją w Warszawie. Ich drogi rozeszły się dawno, matka Basi wyjechała praktycznie na stałe z kraju, Basia kupiła mieszkanie, z nikim z rodziny nie ma kontaktu, bo od strony mamy została jedynie Agata, a od strony ojca nie zna nikogo. 
Siada z gorącą herbatą przy stole, patrzy w okno, zamyśla się. Sklepik wiejski nie przypadł jej do gustu, ta cała hałastra spod sklepu – obrzydliwe. Sklepik mały i słabo wyposażony, a Arleta nie przychylna. Od razu czuć od niej było niechęć i jakiś dystans. Za to Pawełek – boski, przystojny facet, brunet. Wysoki i dobrze zbudowany. Ciekawe czy przyjdzie na tą kolację. A może on kogoś ma, na pewno kogoś ma, taki facet gdyby był sam – to musiałoby świadczyć, że z nim coś nie tak. No chyba, że jest gejem – ale nie, nie... na geja nie wyglądał, absolutnie. Że też od razu nie pomyślała, że on pewnie jest zajęty, a ona tak się wydurniła z tym zapraszaniem go do domu, z tym gapieniem się mu prosto w oczy. No ale ciężko było się powstrzymać. Oj chyba nawet gdyby wiedziała, że jest zajęty nie umiałaby przejść obojętnie obok niego. Ale może jednak jest samotny, jest młody, może jeszcze nie poznał tej jedynej, a ona chętnie by nią dla niego została. Ciotka wchodzi do kuchni, gdy Basia obiera ziemniaki. 
- Już wstałas ciociu? Dobrze się czujesz? - podnosi Basia głowę znad garczka. 
- Tak, tak. Już mi lepiej. Wiesz zdenerwowałam się trochę tymi łajdakami. U nas na wsi pełno jest takich, połowa to stare kawalery, ale reszta to żonaci, dzieciaci... szkoda tych rodzin, naprawdę. Ja widzę jak te dzieciaki przychodzą do sklepu po lizaka – bo na tego jednego lizaka tylko matka im dała grosza, żeby reszta na chleb starczyła – serce mi się kraje. Kupuję im czasem jakąś czekoladę, a one tak w powietrzu ją zjadają, zanim jeszcze ze sklepu wyjdą. Nie ma się kto zająć tym łajdactwem, nie ma kto. Ech. 
- Ciocia sobie usiądzie, zrobię herbatkę. Nie ma co się tak denerwować, naprawdę, ciocia świata nie zmieni. Tak było, jest i będzie. Zawsze się taki chwast gdzieś znajdzie. Szkoda cioci zdrowia. Ciociu te dzieci sobie poradzą, ważne żeby miały zdrową i mądrą matkę, to wyrosną na porządnych ludzi. - a zaraz dodaje cicho – Ja też wychowałam się prawie bez ojca... 
 Milkną obie, z braku słów. Było tak i obie o tym wiedzą. Ciotka może udaje, ale ona wie bardzo dużo na temat Basi, nawet Basia by się nie spodziewała, ile Agata może jej powiedzieć o niej samej. 
 - Ja w Warszawie pracuję jako psycholog i ja często spotykam się z ludźmi z takimi problemami. To są bardzo trudne sprawy i ciężka droga jest przed tymi, którzy chcą wyjść na prosto. Ale jest to możliwe, jeśli tylko są chęci, cel, albo chociaż bliska osoba, która ten cel wyznaczy i będzie wspierać. Ja myślę, ze wielu z tych łajdusów mają bardzo wypaczone psychiki, ale gdyby ktoś pokazał im sens życia, dał pracę – bo pewnie w ich przypadku to główny powód tego, ze upadli tak nisko. Bieda i brak pewności siebie. Tacy ludzie wymagają długiej terapii. 
- Może Ty byś się nimi zajęła? - mówi wyraźnie podniecona ciotka 
- Ciociu, ja mam pracę w Warszawie, ja muszę zarabiać na życie, nie mogę poświęcić się w wolontariacie, bo ja bym sama w biedę wpadła. Ja mogę jedynie porozmawiać z ich rodzinami i wesprzeć słowem, poradzić, co mają robić. Przecież tu w okolicy na pewno są takie instytucje, które im pomogą. Urząd Miasta, Sąd, Pomoc Społeczna. Ja nie mogę. Po za tym, ja nie wiem czy oni by chcieli, czy żony ich by chciały, to jest tak delikatna sprawa, że rodzina bardziej się wstydzi niż sam delikwent. W takim żyjemy społeczeństwie. Tu trzeba z dyplomacją i dyskrecją. 
- Ty tak potrafisz – ciotce błyszcza oczy. Basia podchodzi do staruszki, kładzie jej na ramieniu dłoń. 
- Dobra jesteś ciociu, ale całego świata nie zbawisz! 
- Jeszcze mało o mnie wiesz, Basiu. 
- Nic o cioci nie wiem – poprawia Basia. - Jeśli ciocia będzie miała ochotę da się bliżej poznać, to ja chętnie poznam. 
Staruszka mruży delikatnie oczy i uśmiecha się spokojnie. 
- Po to tu przyjechałaś – szepcze. 
Basia – doktor od ludzkich dusz, wie na wejściu co gryzie jej pacjenta, tak łatwo jest niektórych ludzi zdemaskować. Ale Agata jest twardą sztuką i nawet psycholog Barbara nie może dotrzeć do jej wnętrza. Ciotka ma w sobie ogromny potencjał, jest wielką księgą historii życia, jej i ludzi, których spotykała przez całe 90 lat, ciotka kryje w swojej duszy wiele tajemnic. Prawdziwy skarb dla psychologa, który lubi wyzwania. 
- Muszę nastawić te ziemniaki, bo w końcu obiad na kolację zjemy! - Basia wraca do rzeczywistości – gulasz już prawie gotowy! A propos kolacji, zaprosiłam tego Pawła. 
- On nie przyjdzie moje dziecko. - ciotka pomału wstaje z krzesła. 
- Dlaczego, miły i grzeczny z niego chłopak. Mówiłam mu, że ciocia się ucieszy jak zje z nami kolację – mówi Basia machinalnie i nerwowo płuka ziemniaki pod kranem. Czuje na sobie przenikliwy wzrok ciotki. 
- On ma żonę i dzieci... - mówi Agata i już stoi w drzwiach kuchni, 
- no ale zjeść kolację przecież... - przerywa Basia gwałtownie, 
 - i obowiązków dużo w gospodarstwie – kwituje Agata i wychodzi – odpocznę przed obiadem – słychać jeszcze z przedpokoju. 
      Jak zwykle, jak ktoś pyta, czemu jeszcze Basia nie ma męża to właśnie dlatego. Dlatego, ze zakochuje się w niewłaściwych mężczyznach. Pani psycholog nie potrafi znaleźć odpowiedniego kandydata, zrównoważonego, bez problemów psychicznych i wolnego stanu. A może właśnie dlatego, ze jako psycholog przyciąga ludzi, którzy potrzebują wsparcia. A ona nie zamierza być w życiu prywatnym terapeutką, tylko kobietą, żoną, partnerką, przyjacielem. A jak już spotka człowieka, który nie oczekuje od niej wsparcia to albo okazuje się zajęty, albo innej orientacji seksualnej. No cóż. Trudno, musi przyjąć to z honorem. Zaciska zęby i nie płacze, nie cierpi. Już wystarczy. Boski Paweł ma już swoją kobietę do kochania i jej nie wolno tego burzyć. Każdy może się pomylić, ona robi to często, więc nie będzie z tego powodu robić afery. Owoiła się już z tym, że pewne rzeczy nie są dla niej przeznaczone. Bierze głęboki oddech i nastawia na gazie garnek z ziemniakami. Za czterdzieści minut będą z Agatą jadły smaczny obiad. Dwie samotne kobiety.