czwartek, 17 października 2013

Dzień dobry Agato 3

     Trampki i jeansy, do tego zielona polarowa bluza z kapturem to idealny ubiór na spacer po wiejskich ścieżkach. Dom ciotki Agaty stoi samotnie wśród owocowych drzew, przy gruntowej drodze, z dala od sąsiadów. Aby dojść do szosy należy pokonać pół kilometra szlakówki wiodącej wśród pól i łąk.
A widoki są tu piękne. Gdy tylko mijają furtkę posesji wynurza się przed nimi pasmo Gór Świętokrzyskich, niewysokich, ale jakże uroczych i wzniosłych. Okraszone są pięknym pejzażem pól i lasów w jesiennej szacie. Gdzieniegdzie naturę uzupełnia pracująca maszyna rolnicza, zostawiająca za sobą smugę dymu i kurzu.
-Ciociu, czy ciocia na pewno da radę? Może pojedziemy samochodem? - proponuje Basia.
Staruszka łapie Basię pod rękę, drugą ręką opiera się o drewnianą laskę, zadziera głowę w górę i uśmiecha się patrząc dziewczynie w oczy.
- Ja nie dam rady? - mówi przewrotnie – Będziemy sobie obie pomalutku szły i damy radę. Tu blisko jest sklepik, to zrobimy od razu zakupy.
     Ciotka człapie powoli, ciężko oddycha, Basia coraz bardziej martwi się, że spacer dla jej towarzyszki to nie był dobry pomysł. Ale siwa pani nie poddaje się i uśmiecha się cały czas. 
- Tam jest Łysa Góra – przystaje i pokazuje w dal. Góra na której szczycie sterczy jakaś wieżyczka i da się zauważyć zarys budynków – Ten wysoki maszt to nadajnik radiowy, a pod nim jest Sanktuarium. Musimy koniecznie tam jechać. To miejsce nazywane jest Świętym Krzyżem, ponieważ przechowywane są tu relikwie drzewa krzyża świętego, podarowane w XI wieku przez Emeryka. Pomnik św. Emeryka stoi u podnóża góry, od strony Nowej Słupi, a legenda głosi, że co roku przesuwa się ku szczytowi o ziarnko piasku. Jak dotrze na samą górę nastąpi koniec świata, haha – ciotka zaśmiała się – daleko mu jeszcze do szczytu. Na górze jest jeszcze muzeum parku narodowego, gołoborze. A w kaplicy znajduje się krypta ze zmumifikowanymi zwłokami – ciotka wykrzywia usta – mało ciekawy widok, ale dla osób interesujących się historią to bardzo atrakcyjny obiekt. A w naszym regionie jest dużo ciekawych miejsc i wielu sławnych ludzi związanych było z naszym kieleckim, no, teraz świętokrzyskim. Na przykład Wincenty Kadłubek urodził się koło Opatowa, Stefan Czarniecki – hetman, Wespazjan Kochowski,...
- Piasek – wtrąca Basia. Agata zerka na wnuczkę siostry zdumiona.
- Co?
- Piasek, Piaseczny Andrzej, taki piosenkarz – dodaje ciszej.
- Aaa, nie znam tych waszych piosenkarzy. Kiedyś to była muzyka: Połomski, Fogg, Kiepura, albo Hanka Ordonówna.
- A, akurat niektóre piosenki Piaska i cioci by się spodobały, jak wrócimy do domu, to cioci włączę.
     Sklep jest nieduży, umiejscowiony w starym murowanym budynku trochę więklszym od kiosku ruchu. Przed sklepem jak to bywa w większości miejscowości stoi paru pijaczków. Ich świecące się, czerwone pyski nabierają świńskiego wyrazu, a wzrok wlepiają w Baśkę.
- Lalunia – daje się słyszeć pijacki bełkot.
Agata macha ręką, jakby odganiała muchy i żwawo zmierza ku wejściu.
- Idźta do roboty, do kobit waszych i dziecek, a nie tu mordy moczyta i moczyta, świństwo, tfu – spluwa nie zatrzymując się.
Pijaczki kłaniają się na słaniających się nogach, zdejmują czapki:
- Uszanowanie, starszej pani – bełkoczą grzecznie. Agata rzuca im gniewne spojrzenie, na które prostują się i odwracają wzrok.
- Dzień dobry! - kłania się ekspedientka starsza nieco od Basi. - Co dzisiaj ważymy szanowna pani?
- Dzień dobry, dzień dobry! Łachudry jedne z tych chłopów. A pani, pani Arletko, nie powinna im wina sprzedawać – złości się Agata, a Arletka tylko wzrusza ramionami.
-Cóż ja mogę? Odganiam ile się da, ale wie pani...
- Tak, wiem, wiem – Agata kiwa głową ze złością. Dobrze wszyscy wiedzą, że Arletka nawet na kreskę wino sprzedaje i cieszy się że ma utarg.
- A ten młody, Adamków – dopiero co się ożenił, dziecko się mu ma urodzić lada dzień, a ten pijany pod sklepem! - kiwa głową Agata.
- Pani Agato, nie ma co się denerwować, na takich mądrych nie ma, a szkoda pani zdrowia. Co dzisiaj podać?
- To co zwykle, ale dwa razy więcej proszę.
Arleta odwróca się, do torby wkłada dwa chleby, parę kajzerek, waży pół kilograma sera zółtego, pół kilograma szynki i kawałek kiełbasy swojskiej.
- Czy coś jeszcze?
- Tak, proszę jeszcze cukier i czekoladowe ciasteczka. A to jest wnuczka mojej siostry, no to prawie jak moja własna. Teraz ona tu będzie robiła zakupy dla mnie.
- Witam! - uśmiecha się tak jakoś sztucznie Arleta. - Arleta jestem.
- Barbara, miło mi.
Drzwi sklepu skrzypnęły. Do środka wchodzi klient. Basia odwraca się i widzi wysokiego, szalenie przystojnego bruneta. Ich oczy spotykają się, a Baśka czuje że płonie. W jego oczach jest coś niespokojnego, jakieś iskierki, chochliki ciemnoczekoladowe.
- Dzień dobry! - mówi grzecznie miłym głosem.
- Witaj Pawełku! - odzywa się Agata, zabiera paragon i rusza ku drzwiom. Baśka stoi i czuje że nie zrobi kroku. Pawełek bardzo jej się spodobał i ma wrazenie, że zaraz zemdleje jeśli on natychmiast nie przestanie patrzeć się w jej oczy. Tymczasem omdleć chce Agata z całkiem innego powodu. Łapie się gwałtownie futryny drzwi i w tym momencie podbiegają do niej oboje, Basia i Paweł.
- Ciociu, a mówiłam, ze to nie jest dobry pomysł ten spacer.
Już jest Arleta i podsuwa stołek. Agata siada i cięzko oddycha.
- No tak, czasami zapominam ile mam lat i wydaje mi się, że mogę więcej. - wzdycha ciotka.
- Poczekaj tu ciociu, a ja polecę po samochód
- Poczekaj, mogę was odwieźć – Basia słyszy nad sobą ten miły głos i sama nie wie co odpowiedzieć.
- Zaraz się lepiej poczuję i sama dojdę do domu! - burczy staruszka.
- Nie, nie, pani Agato. Ja podwiozę! Nie ma problemu.
„Ach jest problem” - myśli Basia - „Za chwilę oprócz babci będziesz reanimował i mnie, a może to dobrze, reanimował, sztuczne oddychanie, usta-usta”.
- Przepraszam, czy może pani zabrać zakupy – słyszy Baśka i wraca do rzeczywistości. Mówi do niej Paweł, który już prowadzi ciotkę ku swej „Audicy”.
- Basia jestem – rzuca jeszcze przed siebie, ale chyba nie usłyszał.
Gdy podjeżdzają pod dom Basia proponuje Pawłowi kawę.
- Nie, nie mam czasu, dziękuje bardzo. - odmawia
- No ale jedną kawkę, w końcu uratowałeś cioci życie
- Bez przesady, tylko pomogłem
- Bardzo pomogłeś – bajeruje dalej Baśka – ciocia by się ucieszyła, gdybyś wypił z nami kawkę.
- Na pewno, ale ja naprawdę muszę już jechać.
- To daj się zaprosić chociaż na kolację, wpadnij do nas wieczorem - sama nie wie co w nią wstąpiło. Paweł uśmiecha się i kręci głową.
- Dzisiaj nie mogę, dziękuję bardzo za zaproszenie. Do widzenia! - Paweł gwałtownie odwraca się i rusza w stronę samochodu. Basia wraca do cioci.


 Widok z Łysej Góry na zejście w stronę Nowej Słupi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz